Właśnie to robiłem przez jakiś czas podczas tego weekendu, ale nie mam fotki, bo wszyscy jechali za mną gęsiego i nie chciało się im wysiadać w śnieg żeby cykąć zdjątka
A przede mną nie było nikogo.
Śnieg był o tyle ciekawy, że na wierzchu 5~10 cm sypkiego świerzego puchu, a pod nim powierzchnia lekko zmrożona, utrzymująca przy ostrożnym stąpaniu człowieka.
Ale samochodu w żaden sposób nie chciała utrzymać i się skubany zapadł.
Ale Toyka parła do przodu, choć nie było lekko i parę razy trzeba było jednak się cofać i próbować po własnych śladach przedzierać rozpędem.
Dalim rade ;-)