Skocz do zawartości

mirek_koval

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mirek_koval

  1. Rzeknę tak… Moja Toy-ka (zwana też przez niektórych z moich przyjaciół Green Tankiem) od 2007 nabiła grubo ponad 200 tys. km na liczniku. Zwiedziła Europe zachodnią i północna. Przebijała się przez koła podbiegunowe i szutrowe drogi północy. Radziła sobie gdy drogi nikły lub zamieniały się w bagniste błocka. Robiła to targając przyczepę i będąc załadowana grubo ponad dowodową normę (dla przykładu oprócz wypchanego samochodu na dachu jechały drewniane belki ważące ponad 200 kilo). I nic… dalej rzęzi i wesoło pyrka pokonując drogi od zatoki botnickiej po biskajską. Usterki to urwany zaczep podnośnika szyby (naprawiony na klej żywiczny) urwany przez nieuwagę błotnik (naprawiony klejem żywicznym). Poważniejsze naprawy to filtr paliwa (po zatankowaniu na polskiej stacji) i wymiana pompy wodnej (zaczynała przeciekać). Samochód w „rosyjskiej technologii” – gniotsa nie łamiotsa… do kompletu zimowanie w Norge – akumulatory (oryginalne) mające ponad 5 lat – odpalające praktycznie od strzału (no może nie pierwszego ale …) w temperaturze – 27 stopni Celsjusza (było ożywczo – trzeba przyznać). Jak jest z jakością nowszych modeli – szczerze mówiąc – nie mam pojęcia. Całość bazuję wyłącznie na własnym doświadczeniu
  2. Jak widzę to nikt nie wspomniał o naszym małym mankamencie – czyli składaniu się w zakrętach – ostatnio wróciłem od żabojadów i właśnie czytając tą dyskusję przypomniałem sobie swoje problemy z wyjazdem z „bezpłatnego” parkingu pod ichniejszym Auchanem. Zrobili mianowicie taki wężyk (szykanę) przed szlabanami – wysokie krawężniki to oczywiście nie problem ale betonowe słupki (cho…nie mocno poobdzierane) zrosiły potem moje czoło. A takich sytuacji może być więcej bo wszelkie konstrukcje europejskie to są raczej pod smarty robione niż pod dostawczaki. A już nie wspomnę o niektórych promach. Tam to się dziwnie patrzą gdy nie mogę (mimo skręconych na Maksa kół) wyrobić zakrętu. Oj chyba przyjdzie się nauczyć robić zakręty na ręcznym z miejsca..:)
  3. No ja bym tam jeszcze dodał poziom głośności – to stanowczo nie osobówka. Właśnie zrobiłem 5 tys. kilometrów i powiem że czuję iż słuch musi mi wracać do normy kilka dni. ALE! Mój przypadek to ekstremum wiec nie przejmuj się ( z czasem przywykniesz).
  4. Turbinkę słychać – ja mam dość dobry słuch (a przynajmniej miałem zanim nie zacząłem jeździć) jakby gdzieś w oddali jechała karetka albo policja na sygnale. No i Hill czasami wydaje dziwne dźwięki (ale może mają z tym coś wspólnego śruby i gwoździe (takie 10 calowe) które jeżdżą ze mną we wszystkich schowkach.
  5. A ja ci powiem tak – moja taczka będzie miała już ponad 4 lata na liczniku grubo powyżej 100. Toczę się autostradami całej europy (bezdrożami też oczywiście) z prawie toną na pace. Długie przeloty po 2k w jedną stronę i sobie chwalę. Pewno następna taczka będzie tez toyotowska. Generalnie bezawaryjna (przy dbaniu o nią w stopniu minimalnym) Ale do leasingowych bez jakiegoś znawcy który ci powie co z nią jest tak a co nie tak to bym nie podchodził. Co do full size to czasami zazdroszczę ładowności (zwłaszcza jak muszę spać gdzieś w kabinie) ale jak wjeżdżam w wąskie uliczki w Normandii to już nie tak bardzo.
  6. Niech ja dorwę tego sierści ucha… ogon mu pęsetą wydepiluję… a zaczęło się niewinnie – swoją taczkę (hil 2007) stawiam sobie jak zwykle pod domem – na kamienistym pagórku. Pośrodku podwórka. Zamykam bramę i do domu. Jakiś niecały miesiąc temu dopełniłem wszystkie płyny (co ważne) zamknąłem maskę i jeździłem dzień w dzień dowożąc towar i swoja szanowną osobę na jarmark świąteczny. Pewnego dnia rano podczas wyjeżdżania z legowiska – z pod hila wyprysła (niemalże krzesząc iskry na bruku) tchórzofretka.. Sierściucha rozpoznała żona stojąca obok wyjazdu – a ponieważ mamy 4 takie egzemplarze biegające luzem po mieszkaniu wiedzieliśmy co widzimy. Pewno komuś uciekła z domu – wywąchała nasze i chciała dołączyć do stada… nieważne… Ponieważ śpieszyliśmy się nie patrzyliśmy na nią specjalnie – ot taki lokalny kataklizm – myśleliśmy. Dziś postanowiłem uzupełnić płyn do spryskiwacza – co jak co ale Hill ma duży zbiorniczek niestety nawet on się kończy. Otwieram maskę… i oczom nie wierzę. Pierwsza myśl.. wytłumienie mi zgniło… ale nie… ale nie… to ta freta …. ZAKAŁA RODZINY!!!.. parafrazując znany kabaret…. Pracowała całą noc pieczołowicie wyrywając kawałki i moszcząc sobie gniazdo pobliżu filtra powietrza akumulator. Kurczak, skubana była sprytna bo w tym gnieździe to spokojnie mogła sobie jeździć na dalekie trasy i miała awaryjne wyjście przez tunelik zrobiony z otuliny… Niestety nie miałem jak zrobić zdjęcia ale na szczęście to nie była kuna bo bym przewodów nie odnalazł… a tak tylko do naprawy wytłumienie. W sumie więcej śmiechu niż strat – a najgorsze w tym to nie zniszczenia ale to że śmierdziela nie udało się złapać i adoptować :P
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Jeśli chcesz korzystać z forum musisz zaakceptować powyższeWarunki użytkowania.